piątek, 2 października 2020

62. Oliwa do ognia

Hermiona niemal biegła korytarzem, by wysłać sowę do Rona, którą napisali razem z Harrym. W Proroku Codziennym po raz kolejny pojawił się artykuł o morderstwie na kilku wpływowych ludziach, którzy – jak podejrzewał Harry – również mogli być śmierciożercami. Tym razem jednak, nie opublikowano żadnych dodatkowych informacji, a na końcu tekstu była jedynie krótka notka, że szczegóły śledztwa nie zostały ujawnione.

Pośpiech sprawił, że Hermiona zupełnie zapomniała o otaczającym ją świecie, dlatego jęknęła, gdy wpadła na kogoś, przewracając ich na ziemię. Jak się okazało była to Amanda.

- Uważaj jak chodzisz! - zawołała Amanda. - Jesteś aż tak ślepa, że mnie nie zauważyłaś? Stałam na środku korytarza!

- Jest ciemno, nie widziałam cię. Przepraszam - mruknęła Hermiona - spieszę się - dodała, po czym podniosła się i biegła dalej.

Wpadła do Sowiarni  i pospiesznie przywiązała zawiniątko do nóżki puszczyka mszarnego. Gdy tylko zamknęła okno, usłyszała na schodach kroki. Nie chciała, by ktoś zobaczył ją tu o tej godzinie. Było zdecydowanie zbyt późno i mogła zarobić szlaban. Ukryła się drzwiami od starej, otwartej szafy – w której również siedziały sowy. Modliła się w duchu by nie był to Filch ani żaden nauczyciel.

Gdy usłyszała głos Blaise'a, znieruchomiała ze strachu i od razu przypomniała sobie jak kiedyś próbował się do niej w tym miejscu dobierać, świetnie się przy tym bawiąc. Zamknęła oczy, oddychając szybko. Serce biło jej tak głośno, że była pewna że ją usłyszy. Jak się okazało, nie był sam.

- Będzie miał poważne problemy, Blaise - usłyszała cichy głos Ginny.

- Właśnie dlatego to robimy, Ginny - odparł, rozkładając na zakurzonym stole pergamin i szybko coś pisząc. - Nie zaliczył mi ostatniej pracy, więc wymyślimy, że zalicza sobie uczennice. Wybierzemy taką, że nikt tego nie zakwestionuje, nawet jak sama się nie przyzna.

- Kogo?

- Tę zdzirę Amandę. Ostatnio włóczy się wieczorami po korytarzach, na pewno ktoś ją widział, więc znajdzie się taki co to potwierdzi. Nawet jak ona sama zaprzeczy.

- On może trafić do więzienia. Blaise, może wymyślimy coś innego? - zaproponowała najdelikatniej jak może. - Profesor Rowers nie jest taki zły, nie zasługuje na-

- Czy ja cię prosiłem o komentarz? - zapytał i spojrzał na nią złowrogo. Hermiona nie musiała się wychylać zza drzwi by wiedzieć jak na nią patrzy. Przełknęła ślinę.

- Blaise ja po prostu - nie dokończyła bo uderzył ją w twarz z otwartej dłoni.

- Już drugi raz wyprowadzasz mnie dzisiaj z równowagi - powiedział cicho, ale złowrogo. - Zamknij te swoje śliczne usta i nie kwestionuj moich decyzji. Chyba, że sama chcesz bym ci je czymś zatkał.

- Przepraszam, masz rację - powiedziała od razu. - Nie chciałam.

Hermiona słyszała jak otwierają okno i wysyłają sowę. Wymienili jeszcze parę zdań i kiedy już myślała, że wyjdą, usłyszała odgłosy całowania, a później była świadkiem czegoś, czego na pewno nie chciała być.

Zatkała uszy, słysząc jak uprawiają seks. Nie chciała nawet o tym myśleć. Po czasie, gdy zabrała ręce od uszu, usłyszała jak się ubierają.

- Musisz za każdym razem ryczeć?

- Gdybyś był bardziej delikatny, byłoby inaczej - powiedziała Ginny, a Hermiona poczuła się jakby spadała. Głos dziewczyny był drżący i załamany. - Mówiłam, że to mnie boli.

- Nie moja wina, że mam takiego dużego - zaśmiał się, Blaise, a Ginny już nie odpowiedziała.

Hermiona usłyszała jak wychodzą i po tym osunęła się na ziemię, kucając. Ręce drżały jej z nerwów, a serce biło tak szybko, że z trudem łapała powietrze.

* * *

- Musimy jej pomóc Harry - powiedziała zaniepokojona Hermiona, a po policzku spłynęła jej łza. - Jest siostrą Rona, czuję się odpowiedzialna za nią.

Był kolejny dzień, a oni siedzieli nad jeziorem. Harry miał przy sobie torbę z rzeczami na trening Quidditcha, który lada moment miał się zacząć. Chwilę wcześniej Hermiona opowiedziała mu czego poprzedniego dnia była świadkiem.

- Co za skurwiel - powiedział cicho Harry, nie mogąc w to uwierzyć. - Ron by go zabił - dodał, patrząc Hermionie w oczy. Ginny była dla niego jak własna siostra.

- On ją krzywdzi Harry. Manipuluje ją i bije. Bóg wie co jeszcze jej zrobił. Pieprzony Ślizgom.

- Myślisz, że ją zmusza do tego by z nim była?

- Nie wiem Harry, ale nie podoba mi się to. Wiem do czego jest zdolny Blaise i nie chcę myśleć przez co przechodzi Ginny - dziewczyna popłakała się, a Harry przyciągnął ją do siebie i przytulił. Myślał przez chwilę.

- Zajmij się Ginny. Ja wezmę na siebie Blaise'a - powiedział, a Hermiona odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy.

- I co mu powiesz? Wyśmieje cię i specjalnie będzie ją krzywdził jeszcze bardziej. Harry... może ja... może ja porozmawiam o tym z Draco? - zapytała cicho, a gdy podniosła głowę z ramienia chłopaka, zobaczyła, że na nią patrzy.

- Draco - powtórzył zamyślony.

- My...

- Wiem. Domyśliłem się już jakiś czas temu - Harry westchnął. - Nie popieram tego co robisz, Malfoy to kłopoty.

- Powiedział ktoś, kto zakochał się w jego siostrze - odpowiedziała Hermiona, a potem zaśmiali się razem, aż Harry posępniał. Westchnął głośno.

- To kłopoty, Hermiono - powtórzył smutno, choć uśmiechnął się lekko. - Muszę zbierać się na mecz. Porozmawiaj z nim. Jak się nie uda, załatwię to z Blaisem po swojemu.

* * *

Hermiona nigdy nie podchodziła do Draco przy ludziach. Mimo tego, że nie chcieli się ukrywać, unikali ze sobą kontaktu w publicznych miejscach. Zawsze umawiali się w konkretnym miejscu, tak by byli ze sobą sami. Tym razem Hermiona nie mogła czekać do wieczora. Musiała zobaczyć się z Draco jak najszybciej, dlatego szła w kierunku dziedzińca, na którym siedział Draco w towarzystwie swoich kolegów i koleżanek.

Zauważyła go z daleka i przełknęła ślinę. Śmiał się, rozmawiając z Blaisem. Tuż obok stał Ray, który tłumaczył coś stojącej przy nim Pansy.

To nie będzie komfortowe - pomyślała i ruszyła w ich stronę.

Blondyn zauważył ją z daleka, dlatego przerwał rozmowę z kumplem i zmarszczył pytająco oczy. Gryffonka podeszła do nich, czując się bardzo niezręcznie, gdy Blaise wbijał w nią swoje spojrzenie.

- Możemy porozmawiać? - powiedziała cicho, a chłopak po prostu wstał, zarzucił torbę na ramię i razem ruszyli przez dziedziniec.

- Jesteś poważna - skwitował jej zachowanie Draco, zakładając na piersi ręce, gdy zatrzymali się przy ławce po drugiej stronie dziedzińca. Nawet nie usiedli.

- Draco, Blaise musi przestać spotykać się z Ginny - powiedziała, a chłopak zmarszczył brwi. - On ją krzywdzi, bije. Traktuje jak śmiecia.

- On jej do niczego nie zmusza jeśli do tego zmierzasz - chłopak był zaskoczony, ale patrzył Hermionie w oczy z zastanowieniem. - Weasley'ówna jest w nim zakochana po uszy. Sama za nim łazi.

- Musi ją zostawić, Draco proszę.

- Czego ode mnie oczekujesz? Przecież ja mu nie mówię co ma robić.

- Może tobie uda się przemówić mu do rozumu. Porozmawiaj z nim. Widziałam co z nią robił...

- Co robił? 

- Uderzył ją - powiedziała, a blondyn podniósł wysoko brwi. - Przez przypadek widziałam jak się... kochali. Jest dla niej bardzo brutalny. Ginny boi się mu sprzeciwić.

- Hermiono to jest jego życie. Ja nie będę-

- Draco, proszę. On ją zniszczy - dodała prawie płacząc. - Zrób to dla mnie.

- Okej. Porozmawiam z nim - powiedział chłopak. - Ale nie wiem czy to coś da. Blaise... taki jest. Lubi przemoc i znęcanie się nad ludźmi.

- Nienawidzę go. Pieprzony, cholerny Ślizgon - powiedziała Hermiona, a Draco przechylił głowę i uśmiechnął się lekko. Dziewczyna zamknęła na chwilę oczy. - Przepraszam - dodała i odwzajemniła uśmiech - nie miałam na myśli-

- Jest okej. Pogadam z nim - puścił jej oko, a potem dotknął jej twarzy przesunął po niej kciukiem. Po tym odwrócił się i odszedł.

* * *

Draco siedział w pokoju wspólnym na zielonej kanapie z nogą opartą o krawędź stołu. Na drugiej kanapie leżał Ray, czytając książkę. Wzrok blondyna powędrował w kierunku drzwi, gdy do środka wszedł zadowolony Blaise. Szybko zlokalizował ich wzrokiem i podszedł, siadając na trzeciej kanapie, na przeciwko Dracona.

- Ale jestem kurwa zmęczony - powiedział, opierając głowę o oparcie kanapy i patrząc w sufit.

- Treningi są w czwartki. Co cię tak zmęczyło?

Blaise zaśmiał się w sufit, szczerząc białe zęby.

- Ginny - odparł po chwili.

Draco przygryzł wargę. Zaczynał rozmowę, ale dobrze wiedział jak się skończy. Mimo wszystko postanowił spróbować. Dla Hermiony - pomyślał i zastanowił się na chwilę co się z nim stało.

- Jeszcze ci się nie znudziła? - zapytał.

- Nieee - zaśmiał się, wykładając nogi na stół. - Jest dokładnie taka jakie lubię.

- Nie szkoda ci jej? - padło kolejne pytanie, a Blaise podniósł głowę, patrząc w stalowe oczy blondyna, który już wiedział, że kiepsko zaczął. Nawet Ray na niego spojrzał znad książki.

Uśmiech Blaise'a zniknął w ciągu sekundy. Chłopak nie był głupi, wiedział do czego Draco zmierza.

- Jeśli Granger ma jakieś zastrzeżenia do tego jak traktuję Ginny, to niech sama do mnie przyjdzie - powiedział spokojnie, ale jego ciemne oczy zrobiły się czarne. - A ty nie wpierdalaj się w to co robię.

- To siostra Weasley'a. Będziesz miał-

- Sram na tego nieudacznika - przerwał mu Blaise od razu przechodząc do ataku. - Naprawdę próbujesz mnie nim nastraszyć, Draco? Szlama wyprała ci do reszty ten twój głupi mózg?

- Ta szlama jest moją dziewczyną, Blaise, więc uważaj na sło-

- Co nie zmienia faktu, że dalej jest szlamą. Kurwa. Nie wierzę, że poprosiła cię o tę rozmowę - machnął rękoma. - Chyba samemu głupio było ci nawet zaczynać, jebany hipokryto.

- Powtórz to - oczy blondyna również pociemniały i wyprostował się na miejscu. Był zły.

- Spierdalaj stary - Blaise wstał, chowając ręce do kieszeni. - Jebany pantofel - dodał, a potem kopnął stół i odszedł.

Draco zamknął oczy. Był wkurwiony i żałował, że w ogóle podjął ten temat. Blaise miał rację. W tym momencie był jebanym hipokrytą.

Gdy otworzył oczy, zobaczył że Ray na niego patrzy. Westchnął i wskazał ręką w miejsce gdzie chwilę wcześniej siedział Blaise.

- Wiem. Ma rację - powiedział. - Wiem, że ma.

Ray nie odpowiedział.

* * *

Blaise był wściekły. Kolejnego dnia wieczorem, gdy spotkał się z Ginny zamierzał wyładować na niej swoją złość. Dziewczyna od początku wiedziała, że nie jest dobrze. Blaise prawie w ogóle nie odzywał się do niej, aż znaleźli się sami w pustej klasie od Zielarstwa. Gdy weszli do środka Ginny odwróciła się do tyłu i podniosła na niego wzrok. Jego oczy były czarne. Chłopak podszedł do niej i spojrzał na nią z góry.

- Masz mi coś do powiedzenia? - zapytał cicho i choć w oczach szalała mu wściekłość, jego głos był przerażająco spokojny.

Dziewczyna zmarszczyła lekko brwi. Jeszcze nic się nie stało, a ona już miała ochotę płakać. Bała się go.

- Blaise, przysięgam że nie wiem o czym mówisz - powiedziała, patrząc mu szczerze w oczy.

Przez chwilę patrzyli na siebie, aż Blaise podniósł rękę i delikatnie odgarnął jej za ucho kosmyki włosów. Ginny zadrżała, gdy podnosił rękę. Była pewna, że będzie chciał ją uderzyć.

- Co powiedziałaś Granger? - zapytał, zabierając dłoń i chowając ją do kieszeni.

- N-nie rozmawiałam z nią. Przysięgam, że nic jej nie powiedziałam, ja- ja nawet się z nią ostatnio n-nie widziałam, nie mamy nawet razem zajęć i-

Chłopak położył wskazujący palec na jej ustach, uciszając ją.

- Ciii - szepnął cicho, a po jej policzku spłynęły łzy. Wiedział, że jest przerażona, ale wiedział też, że mówi prawdę. Nie okłamałaby go. - Tylko zapytałem, tak? - powiedział bardzo cicho, przesuwając palcem po jej twarzy.

Ginny pokiwała lekko głową, wciąż jeszcze nie mogąc się uspokoić. Chłopak uśmiechnął się, wsuwając rękę na kark dziewczyny i przyciągając ją do siebie do pocałunku, który odwzajemniła.

Tym razem był dla niej bardzo delikatny, ale nawet to nie pomogło jej pozbyć się uczucia ciągłego strachu.