sobota, 12 stycznia 2013

12. Mecz Quidditcha

Patrzyła przez chwilę w lustrze na swoją twarz, aż w końcu dotknęła delikatnie palcami malinowe usta, które kilkanaście godzin wcześniej całował cyniczny arystokrata ze Slytherinu, Draco Malfoy.
Gryffonka ani trochę nie rozumiała sytuacji, która miała miejsce poprzedniego wieczoru i nie wiedziała jakim cudem miała ona miejsce. To znaczy, to oczywiste, że przystojny blondyn o nieziemskich, stalowych oczach, który ma problemy z wyrażaniem emocji tak sobie z nimi radzi... ale... Przecież Malfoy od zawsze uważał ją za "brudną szlamę", a ona go za zarozumiałego, pewnego siebie, nadętego dupka...
Całe szczęście, że w porę to wszystko przerwałam i nie dopuściłam do tego, żeby być jego kolejną "zabawką", na której mógłby wyładować swoje emocje, pomyślała Hermiona zapinając koszulę i szykując się na zajęcia.
* * *
Leżąca w łóżku zasłoniętym czerwoną kotarą blondynka otarła ręką zaschnięte łzy na jej twarzy. Tej nocy nie spała ani minuty. Jej twarz była blada, a spuchnięte oczy całe czerwone. Czuła się bardzo źle. Nie sądziła, że to wszystko się tak skończy... Gdyby tylko posłuchała Ray'a... Samotna łza spłynęła po jej policzku. Przekręciła się na drugi bok. Wszystko ją bolało i czuła, że ma mnóstwo siniaków, jednak nie miała nawet siły podnieść się by to sprawdzić. Do tego nie mogła się pozbyć obrazu Harrego i Cho. Nie sądziła, że może być zdolny do czegoś takiego... Jasmin postanowiła, że tego dnia nie pójdzie na zajęcia.
* * *
Draco Malfoy obudził się czując przeraźliwy ból w swojej prawej ręce. Niby pani Pomfrey naprawiła jego złamane kości, jednak ból dalej nie ustępował. 
- Kurwa - zaklną cicho do siebie na myśl o dzisiejszym meczu Quidditcha.
Czy uda mu się złapać znicz z taką ręką?
Pełen wątpliwości chłopak niechętnie podniósł się z łóżka i poszedł do łazienki ściągając bandaż. 
* * *
Tego dnia podczas śniadania na Wielkiej Sali było wyjątkowo gwarnie. Wszyscy z podnieceniem w głosie rozmawiali o meczu Quidditcha, który miał się odbyć po zajęciach, a zdenerwowany Harry zastanawiał się gdzie może być Jasmin i dlaczego nie ma jej przy stole Gryffonów.

O 16 na stadionie zebrała się cała szkoła, a wielu uczniów miało ze sobą lornetki. Hermiona usiadła w najwyższym rzędzie tuż obok Ginny i Neville'a. Ona również była podekscytowana meczem, zwłaszcza, że po raz pierwszy mogła zobaczyć Rona w akcji.

Tymczasem Draco i reszta drużyny przebierali się w szatni w zielone szaty do quidditcha.
- No dobra panienki... - zaczął kapitan drużyny, Filip Pucey - sukienki ubrane, pantofelki założone... do dzieła. Dzisiaj musimy wygrać. Pierwszy mecz w tym sezonie. Jak wiadomo od kiedy Potter jest szukającym zawsze z nimi przegrywamy... a raczej przegrywaliśmy bo tym razem musi być inaczej. Dobrze, że Flinta już nie ma bo jego taktyka była całkowicie beznadziejna... No ale nie czas na to. Wszyscy gotowi? - spojrzał na Dracona masującego rękę - Co ci jest?
- Nic... - odpowiedział szybko blondyn.
- Mam nadzieję bo jesteś naszym najważniejszym graczem i to ty zakończysz dzisiaj tą grę. Pamiętaj, na początku trzymaj się z daleka i wypatruj znicza... a wy - zwrócił się do reszty drużyny - gracie na ostro. Faulujcie, niszczcie ich psychicznie, wszystko jedno byle Hooch nie zauważyła... Dobra wychodzimy.
Draco starając się nie myśleć o bólu wyszedł z szatni, a wkraczając na boisko ogłuszyły go głośne wiwaty. Pani Hooch już na nich czekała na środku. Gryffoni również wyszli ze swojej szatni i szli w jej stronę. Kiedy wszyscy byli już na swoich miejscach siwowłosa kobieta jak co roku powiedziała:
- To ma być ładna, czysta gra. - spojrzała na Ślizgonów - Mam nadzieję, że nie będę musiała nikogo ukarać. Proszę dosiąść mioteł... trzy, dwa, jeden...
Rozległ się gwizdek i piętnaście mioteł poderwało się w powietrze. Komentatorem był oczywiście siódmoklasista Lee Jordan, a profesor McGonagall kontrolowała to co mówi.
- No i zaczęło się! Ślizgoni od razu przejmują kafla... na szczęście tylko na chwilę, gdyż odbiera go Angelina Johnson... podaje do Weasley'a, robi się gorąco... uwaga... uwaga... No niestety nie tym razem... Gryffoni tracą piłkę, przejmuje ją kapitan Ślizgonów Fillip Pucey... jest już bardzo wysoko... będzie strzelał... iiii.... taaak! Bardzo dobrze, Weasley obronił! - na trybunach rozległy się okrzyki radości.
- No i co Potter, dobrze się bawiłeś z moją siostrą? - zapytał blondyn Harry'ego, który przyglądał się meczu z  góry.
- Co..
- Gówno. Wszystko wiem i radzę ci trzymać się od niej z daleka... - warknął ze złością.
- Ona sama zdecyduje z kim chce się spotykać! - zawołał Harry.
- I tu się mylisz bliznowaty bo to JA decyduję z kim ona będzie się spotykać... a z tobą... - szarpnął miotłą podlatując do niego - nie będzie.
Minęło kilkanaście minut meczu. Gryffoni prowadzili 40 punktami ale tylko przez chwilę bo później zaczęło się ostre faulowanie ze strony zielonych przez co Fred Weasley oberwał w tył głowy kaflem.
- FAUL! - krzyknęli Gryffoni.
Pani Hooch zarządziła rzut wolny. Harry i Draco szybowali nad resztą graczy rozglądając się uważnie i nagle równocześnie dostrzegli połyskującą kuleczkę gdzieś na dole. Spojrzeli na siebie i niczym strzała pomknęli w kierunku znicza. Zderzyli się ramionami i zanurkowali. Pędzili z tą samą prędkością co jakiś czas spoglądając na siebie. Draco wystawił lewą rękę, trzymając prawą miotłę. Czuł jak ból staje się nie do zniesienia.
Jeszcze trochę, jeszcze tylko trochę, dasz radę, myślał i w tym momencie przechylił się na przód miotły spadając z niej przez głowę. Wylądował na trawie na plecach. Ślizgoni szybko jednak zareagowali odbijając w Harry'ego tłuczkiem przez co stracił z oczu znicza.
- Czas! - krzyknął Pucey w stronę pani Hooch - Chcemy przerwy!
Kobieta zgodziła się lądując i podchodząc do blondyna wciąż leżącego na ziemi.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- Tak. - odpowiedział ze złością blondyn podnosząc się z ziemi - Wszystko w porządku.
- Złap w końcu tego znicza! - opieprzył go kapitan po czym wrócili do gry.
Blondyn znowu szybował rozglądając się za kulką. Zacisnął mocno zęby czując, że już dłużej nie wytrzyma z bólu i po raz kolejny w tej grze dostrzegł trzepoczącą skrzydełkami, złotą piłeczkę tuż obok bramki Gryffonów. Ruszył w jej stronę i zaraz za nim poszybował Harry. Był coraz bliżej i bliżej... wyciągnął rękę i poczuł jak opuszkami palców łapie znicza.
Po boisku rozległy się okrzyki radości. Wygrali. Po raz pierwszy odkąd Potter został szukającym wygrali z Gryffonami. Dzięki niemu. Uśmiechnął się lekko i wylądował, a za nim reszta drużyny. Wszyscy poklepywali go po ramieniu i mu gratulowali. Jego pewność siebie i poczucie wartości wzrosło jeszcze bardziej (o ile to w ogóle możliwe;)
Harry wylądował na boisku. Czuł, że policzki mu płoną. Nie wiedział jak ma się zachować... po raz pierwszy przegrali ze Ślizgonami... po raz pierwszy przegrali właśnie przez niego. Co teraz? Czuł, że jedyne czego teraz pragnie to zaszyć się w swoim dormitorium i nie wychodzić. Niestety najpierw musiał znieść pogardliwe spojrzenia i komentarze ze strony zielonych...
- Co Potter, za słabe okularki?
- Potter, jak to jest po raz pierwszy nie być w centrum uwagi?
- W końcu wyszło na jaw kto jest lepszy...
- No i co frajerze? Jak się czuje nasza oferma?
Wszyscy Ślizgoni zaśmiali się głośno. Draco również postanowił się odezwać. W końcu nie byłby sobą gdyby czegoś nie powiedział.
- Gryffoni muszą być z ciebie dumni Potter... biedactwo... Ale nie smuć się. Może ktoś cię ucałuje na pocieszenie? Wiewiór na pewno...
- Wystarczy mi twoja siostra. - warknął Harry co było ogromnym błędem.
Blondyn zbladł na wzmiankę o Jasmin, a chwilę później wściekły podszedł do niego i z całej siły uderzył go pięścią w twarz z powrotem łamiąc sobie kości. Harry nie pozostał mu dłużny. Zaczęła się bójka. Ron ze swoimi braćmi próbowali ich rozdzielić aż do akcji wkroczyła profesor Hooch. Machnęła różdżką na co błysnęło żółte światło rozdzielając chłopców od siebie.
- CO TO MIAŁO BYĆ?! - krzyknęła - Mugolska bójka na moim boisku?! Szlaban!
- Ale pani profesor...
- Jutro po zajęciach przed Wielką Salą! Najpierw porozmawiam z profesor McGonagall i profesorem Snape'm. A teraz zabierzcie swoje zabawki i rozejść się! W tej chwili!
Wszyscy chwycili swoje miotły i udali się w stronę szatni. Draco spojrzał na rękę i jęknął z bólu po czym zły poszedł za resztą...

1 komentarz:

Pochwal albo skrytykuj, klnij jeśli trzeba i szanuj innych komentujących:)