- Jezus Maria.. - szepnęła Amanda spoglądając z przerażeniem na innych.
Co takie małe dziecko mogło robić w środku dżungli? Skąd się wzięło i jakim cudem jeszcze żyje? Przecież w tej puszczy czai się tyle niebezpieczeństw..
- Co tutaj robisz? - zapytała Cho podchodząc do dziecka i kucając obok jednak dziewczynka ani słowem się nie odezwała. Wciąż stała nieruchomo. Kiedy Cho podniosła rękę żeby jej dotknąć i sprawdzić czy nic jej nie jest zrobiła kilka kroków do tyłu i odsunęła się.
- Nie bój się. Nic ci nie zrobimy. - powiedział przyjaźnie Harry również podchodząc do dziecka - Jak się nazywasz?
Cisza.
- Jak ona się tutaj znalazła? - zapytała z niedowierzaniem Hermiona patrząc na dziecko.
- Co z nią zrobimy? - szepnął Ray - Przecież nie możemy jej tutaj zostawić..
- Zabierzemy ją ze sobą. - powiedziała od razu Ginny.
- Może gdzieś tutaj są jej rodzice? - zapytał Zabini - Może powinniśmy się rozejrzeć i ich poszukać?
- Jesteś tutaj sama? - zapytał Harry kucając przed dziewczynką.
Przez chwilę patrzyła na niego i byli pewni, że nic nie zrobi, aż pokiwała przecząco głową.
- Nie? Czyli są tu twoi rodzice, tak? - niemal wykrzyknął Harry i odwrócił się spoglądając na resztę.
- Możesz nas do nich zaprowadzić? - zapytała Cho z nutką nadziei w głosie, a dziewczynka pokiwała głową.
Wszyscy od razu się ucieszyli. Jeśli dostaną się do ludzi może uda im się jakoś skontaktować z Hogwartem. Chcieli dać jej wody lub coś do zjedzenia jednak kręciła przecząco głową i niczego od nich nie chciała. Po prostu odwróciła się do nich tyłem i ruszyła przed siebie w stronę drzew. Co więcej mogli zrobić? Powoli ruszyli za nią.
- Długo jeszcze będziemy szli? - zapytała Hermionia po pół godzinnym marszu jednak dziewczynka wciąż szła - Nie podoba mi się to. - mruknęła do reszty. Wszystko coraz bardziej zaczynało wydawać jej się podejrzliwe.
- Oh daj spokój. Co nam może zrobić takie małe dziecko? - prychnęła Amanda.
- Idziemy już ponad pół godziny. Nie dziwi was to? - ciągnęła dalej Gryffonka - Myślicie, że zapamiętałaby drogę?
- Co sugerujesz? - zapytał Ray idący tuż za nimi.
Hermiona odwróciła się i spojrzała na niego. Widać też był lekko zdenerwowany i też uważał, że coś tu jest nie tak. Uśmiechnęła się do niego lekko bo już zaczynała myśleć, że popada w paranoję. A skoro Ray również uważał, że coś tu jest nie tak to była ich już dwójka.
- Może ktoś ją tu wysłał? - szepnęła - Może ktoś rzucił na nią...
Nie dokończyła bo Amanda zaśmiała się głośno i przewróciła oczami. To wystarczyło by Hermiona nic już więcej nie mówiła. Kłótnia z nią to ostatnie o czym teraz marzyła. Chciała po prostu wydostać się z tego lasu. I wydostali się. Jednak tylko na chwilę bo stanęli na wprost dwóch, wysokich i pionowych ścian skalnych.
- Dlaczego stoimy? - zapytał po chwili Teodor idący na samym końcu. Kiedy podszedł do reszty zobaczył, że dziewczynka stoi przodem do skał. - No i gdzie są jej rodzice?
Żadnych rodziców dziewczynki nigdzie jednak nie było ale ona sama zaczęła bardzo dziwie się zachowywać. Kucnęła i zaczęła dygotać na całym ciele wydając z siebie nieludzkie dźwięki. Wszyscy stali przyglądając się temu bez słowa. Nikt nie był wstanie się ruszyć i nikt nie podszedł zobaczyć co się dzieje z dzieckiem. Stali w bezruchu czekając i dopiero po chwili zdali sobie sprawę z tego co się dzieje. Dziewczynka wcale nie była człowiekiem. Zaczęła zmieniać się w.. coś.
- Kuurwa.. - szepnął Blaise patrząc z odrazą na dwumetrowego, obrzydliwego mutanta, którego skóra miała ciemnobrązowy odcień. Miał on nogi i ręce jednak kolana zginały mu się w drugą stronę, a z tyłu wystawał wielki ogon. Jego przemiana trwała może kilka sekund, aż w końcu się odwrócił i spojrzał na nich czarnymi oczami, tak, że dokładnie mogli mu się przyjrzeć. Jego głowa była bardzo podobna do głowy psa, jednak trochę bardziej przerażająca, a z pyska wystawały ogromne kły i wielki język, z którego kapała ślina.
- Co to kurwa jest.. - jęknął Ron robiąc krok do tyłu i wpadając na Harry'ego.
W tej samej chwili mutant wydał z siebie głośny dźwięk i odwrócił się w ich stronę. Wszyscy jak na komendę zaczęli krzyczeć i natychmiast puścili się biegiem co sił w nogach.
- Szybko! Tędy! - ryknął Teodor, który biegł jako pierwszy i poganiał resztę - Pospieszcie się!
Biegli tak szybko jak tylko byli wstanie jednak tuż za sobą słyszeli odgłosy stworzenia, które za nimi podążało. Wiedzieli, że nie mają żadnych szans i że to coś w końcu ich dopadnie. A na pewno nie miało dobrych zamiarów. Było tylko jedno wyjście.
- Rozdzielamy się!
- Nie! - pisnęła z przerażeniem Pansy.
- Natychmiast! - zawołał Harry i każdy co sił w nogach pobiegł w swoją stronę.
Hermiona biegła tak szybko jak tylko mogła. Przedzierała się przez ogromne liście i co jakiś czas potykała o wystające z ziemi konary drzew. Pocięła sobie ręce i nogi biegnąc obok ciernistego krzewu. Czuła, że zaczyna brakować jej tchu, jednak wciąż biegła dalej, co sił w nogach mimo, że od dawna nie słyszała za sobą kompletnie niczego. Pomyślała o innych i zaczęła zastanawiać się czy dobrze zrobili rozbiegając się każdy w inną stronę. Bała się o nich ale doszła do wniosku, że gdyby biegli wszyscy razem nie mieliby kompletnie żadnych szans. Chciała móc im jakoś pomóc, jednak w tej chwili i tak byłoby to nie możliwe, nie miała przecież różdżki. Była zdana jedynie na siebie. Modliła się w duchu żeby każdemu udało się uciec i żeby jakimś cudem udało im się odnaleźć. Kiedy czuła, że już nie da rady zrobić ani jednego kroku więcej zatrzymała się i upadła na kolana z trudem łapiąc oddech. Usłyszała za sobą jakiś dźwięk i pomyślała "To koniec". Zacisnęła mocno oczy jednak nic się nie stało. Kiedy ponownie je otworzyła i odwróciła głowę zobaczyła szarego koalę siedzącego na wielkim eukaliptusie, zajadającego się liśćmi i przyglądającego jej z wyraźnym zaskoczeniem i zainteresowaniem. "O Bożę, myślałaś, że zje cię koala", pomyślała i w jednej chwili zaczęła się głośno śmiać. Czasami kompletnie nie umiała zachowywać się adekwatnie do sytuacji. Natychmiast skarciła się w myślach i uspokoiła. Kiedy trochę odetchnęła podniosła się i rozejrzała podziwiając wyjątkowo piękny busz. Biegła tak szybko, że nawet nie zdążyła zauważyć, że roślinność robi się coraz bardziej żywa. Z wysokich drzew zwisały długie i grube liany porośnięte mchem, a słońce przedzierało się przez najróżniejszego kształtu liście. Przez dłuższą chwilę Gryffonka stała i podziwiała piękną florę zupełnie zapominając o sytuacji w jakiej się znajduje.
Kiedy mijała minuta za minutą, a wokół niej nie działo się zupełnie nic powoli zaczęła wracać do siebie. Wspaniałe uczucie. Przeżyła. Nie miała ani jedzenia ani picia, ponieważ żeby móc szybciej biec w pewnym momencie rzuciła swój plecak na ziemię. Zgubiła przyjaciół, ale jak na razie udało jej się przetrwać.
Powoli podniosła się z ziemi i oplotła wzrokiem wszystkie drzewa i krzewy znajdujące się wokół niej. Stała tak przez dziesięć, może piętnaście minut, aż doszła do wniosku, że nie może siedzieć tutaj przez cały czas bo w końcu na pewno stanie się coś złego. Ruszyła przed siebie borykając się z dziwnymi myślami jakie wdzierały się jej do głowy.
Kiedy człowiek zgubi się w lesie, powinien wrócić do ostatniego punku jaki pamięta i zacząć iść od początku. Od małego dziecka rodzice wbijali jej to do głowy. Co jednak mogła zrobić, jeśli nie wiedziała gdzie jest ostatni znajomy punkt? Poza tym nie do końca była pewna czy nawet jakby wiedziała to czy chciałaby tam wrócić. Kto wie co mogłoby tam na nią czekać.
Próbowała poruszać się bardzo cicho, żeby uniknąć jakichkolwiek kłopotów. Ta konieczność nieustannej koncentracji męczyła ją jeszcze bardziej, a myśli wciąż nie dawały jej spokoju. Czuła jak jej ciało drży więc żeby się uspokoić w myślach zaczęła nucić pierwszą lepszą piosenkę jaka przyszła jej do głowy, a była nią, sama nie wiedziała dlaczego, piosenka, którą usłyszała podczas balu maskowego kiedy tańczyła z Malfoyem, Adele - One and only. Od razu zaczęła się zastanawiać gdzie on teraz jest i czy udało mu się uciec.
Szła przed siebie szybkim marszem, który po pewnym czasie przerodził się w kuśtykanie - i to bardzo powolne kuśtykanie. Kolano bolało ją tak bardzo, że ze stawianiem każdego kolejnego kroku miała coraz większy problem. Była głodna i chciało jej się pić. Szła rozglądając się i zastanawiając czy te dziwne brązowe grzyby, które co jakiś czas mija można zjeść. Zaczęła myśleć o tym, że głód można podzielić na kilka części. Najpierw człowiek jest tak bardzo głodny, że ma wrażenie, że za chwilę padnie i zemdleje. Jego żołądek to jedna wielka czarna dziura próbująca wessać w siebie cokolwiek, ale zaraz potem robi się coraz lepiej. Ten etap mija i człowiek przestaje skupiać się na tym jak bardzo chce mu się jeść. Potem nie myśli już o tym w ogóle. W takim stanie da się nawet funkcjonować.
Gdy zaczęła być już tak bardzo wyczerpana i czuła, że nie jest wstanie zrobić ani jednego kroku więcej zatrzymała się i wczołgała pod osłonięte pnączami miejsce pod drzewem. Położyła głowę na ziemi i zwinęła się w kulkę. Zasnęła. Spała jednak niecałe dwie godziny bo każda część ciała zaczęła być dla niej odczuwalna. Zanim jednak wyczołgała się z ukrycia poleżała jeszcze przez dłuższą chwilę. Potem oparła się o drzewo i usiadła, spoglądając z bólem na swoje spuchnięte kolano. Oprócz przyłożenia mokrego i zimnego liścia nic więcej nie mogła jednak zrobić. Zaczęła zastanawiać się dlaczego nie umie wyczarować bez różdżki jakiegoś lekarstwa kiedy nagle dostała olśnienia. Purchawka Złocista! No tak! Przecież minęła ich ze dwadzieścia. Szybko podniosła się i rozejrzała od razu znajdując purchawkę, o której na zastępstwie z Zielarstwa mówił Hagrid. Schowała trzy duże do kieszeni i miała nadzieję, że przy takiej temperaturze wyschną bardzo szybko. Tak jak przypuszczała tak się stało i kiedy tylko przyłożyła je do kolana, od razu przestała odczuwać ból. Uśmiechnęła się szczęśliwa, że może iść dalej, a mniej więcej sto metrów od niej usłyszała strumyczek, do którego jak najszybciej podeszła i napiła się czystej wody.
Spędziła noc na dużym drzewie, na które z trudem udało jej się wdrapać. Kręciło jej się w głowie, była okropnie głodna i miała mdłości. Kiedy zsunęła się z drzewa i usiadła na ziemi była pewna, że zemdleje. Znieczulające właściwości Purchawki Złocistej najwyraźniej przestały już działać i bolał ją każdy centymetr jej ciała. Przerażała ją jednak myśl, że zostanie zaatakowana przez jakieś magiczne stworzenie więc zmusiła się, żeby wstać. Wpadła na pomysł, że musi dotrzeć do najwyższego punktu i zobaczyć, gdzie jest. Tak więc zrobiła i po godzinnym kuśtykaniu stanęła na najwyższej górce, którą udało jej się znaleźć. Oczywiście również była porośnięta drzewami i krzakami wiec nie była wstanie nic zobaczyć. Musiała wspiąć się na górę. Trwało to dobre pół godziny zanim wdrapała się na szczyt drzewa, ale kiedy już jej się to udało uśmiechnęła się lekko widząc, że znajduje się blisko wolnej przestrzeni.
Dwadzieścia minut później udało jej się tam dojść. Las się skończył i stanęła przed suchymi pagórkami, piaskiem i pojedynczo rosnącymi, wysokimi eukaliptusami. Zobaczyła niewielkie jeziorko, w którym woda była czysta i bardzo nagrzana. Pewnie dlatego, że nie było tam zbyt głęboko. Natychmiast zdjęła swoje ubranie i weszła do wody zmywając z siebie bród całego dnia. Wyprała również swoje ubranie, które wyschło w ciągu kilka minut. Jej humor od razu się poprawił, jednak tylko na chwilę. Znów zaczęła się zastanawiać co teraz powinna zrobić? Pomyślała, że reszta również na pewno będzie chciała wydostać się z lasu więc usiadła pod drzewem na piasku tak, że miała idealny widok na brzeg lasu. A potem czekała.
Słońce jednak było takie mocne, że nie uchronił jej nawet cień drzewa. Dlatego kiedy zaczęło jej się kręcić w głowie osunęła się na ziemię i straciła przytomność.
Świetny rozdział.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że dopiero nadrabiam, ale lepiej późno, niż wcale. :)
Czytam dalej i pozdrawiam.
~Nathalie.
Super rozdział!
OdpowiedzUsuńJezu czemu mnie tam nie bylo. Chociaz w sumie ze względu na to samo imie jak czytam "Amanda" czuję się jakbym tez tam była, choć charakterki (ze wstydem przyznaję że nieznacznie) się różnią. No więc jakbym tam była to jak tylko bym zobaczyła tą dziewczynkę wydarłabym się "spierdalamy!!!" Co do chuja robiłoby dziecko samo w środku dzikiej australii ja się pytam?! I to jeszcze takie DZIWNE dziecko. Tylko przeczytałam o tej dziewczynce żyłam w strachu a jak zaczela się zmieniać wydarłam się na cały pokój "A NIE MÓWIŁAM?!" A rozdział generalnie świetny, ale za mało Malfoya ^^
OdpowiedzUsuńJeju ja tez to wiedzialam ona jest genialna *------*
UsuńWczoraj znalazłam tego bloga i nie mogę się oderwać !!! Na początku myślałam, że będzie nudno, szczególnie, że przez pierwsze rozdziały królowała złość, agresja i przemoc. Ale potem dodałaś fabułę z czymś zupełnie innym. Jestem wielce zaskoczona i myślę, że nie rozczaruje się czytając następne rozdziały. Pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuńŚWIETNY ROZDZIAŁ, ALE JAK NA RAZIE ZDECYDOWANIE ZA MAŁO DRAMIONE :D
OdpowiedzUsuńŚwietne! A tak swoją drogą, to ciekawe jak by smakowała taka Hermiona xD
OdpowiedzUsuń