sobota, 12 stycznia 2013

36. Kłopoty i jeszcze większe kłopoty

- Sporo tego nazbieraliście.. - powiedział Ray pomagając im ułożyć gałęzie na ognisko. Słońce zaszło, zrobiło się ciemno, a temperatura zaczęła powoli spadać. Na czarnym, bezchmurnym niebie widać było niezliczoną ilość gwiazd. Wszyscy siedzieli w jednym miejscu wokół dużego ogniska, które rozpalili przed namiotem. Byli zbyt zmęczeni i głodni żeby się kłócić czy spierać o różne głupoty więc nie przeszkadzało im swoje towarzystwo. Przynajmniej nie tak bardzo jak by się spodziewali. Otworzyli kolejną, drugą kopertę, która zmieniła kolor dając im do zrozumienia, że czas zajrzeć do środka.
- To chyba jakaś gra. - powiedziała Amanda przebiegając wzrokiem po kartce papieru - Tak. Każdy ma napisać na małych karteczkach coś o innych. Potem wszystko zostanie wymieszane i głośno odczytane, reszta będzie zgadywać do kogo to może pasować... - podniosła wzrok i spojrzała po reszcie zatrzymując się na Jasmin – No dla mnie bomba.
- Tak na trzeźwo? - zaprotestował Zabini po czym wyjął z torby alkohol i małe kubeczki. Zostawił sobie jeden, a resztę posłał dalej.
- To było do przewidzenia. - mruknął Ray biorąc od niego kubek i podając Amandzie resztę.
Pomysł z alkoholem spodobał się wszystkim i jak widać nie tylko Blaise o tym pomyślał bo Draco, Ron, Teodor i Amanda również przemycili swoje trunki. Po trzydziestu minutach atmosfera znacznie się rozluźniła. Nie była już tak napięta jak kilka godzin wcześniej, jednak skłóceni wciąż trzymali do siebie dystans i starali nie spoufalać się z „wrogiem”. Zgodnie z poleceniem koperty napisali na kartkach coś o innych i po kolei głośno je odczytywali i zgadywali do kogo mogą należeć.
- Dobra, rozwijam pierwszą karteczkę! - zawołał Ron wkładając rękę do woreczka i losując papierek - "Inteligentna inaczej" - przeczytał na co wszyscy parsknęli głośnym śmiechem. To było zbyt proste żeby nie domyślili się o kim mowa.
- Pansy! - zawoła reszta chórem.
- Ja? - zdziwiła się sama zainteresowana - Oj.. to miłe! - dodała śmiejąc się na co przewrócili oczami - To teraz ja.. co my tu mamy.. hm.. ale.. ale tu jest coś dziwnego. - powiedziała głupio - Ja mam tu jakiś rysunek.
- Co tam masz narysowane? - zapytał niecierpliwie Nott zaglądając jej przez ramię. Czy z nią zawsze musi być jakiś problem?
- Hm.. to wygląda jak.. jak.. hm.. wiewiórka. Tyle, że.. z penisem? Ale, że na głowie? - powiedziała zdziwiona - Aaaaa wiem o co chodzi! To Ron! - zaśmiała się.
- Co? Bardzo śmieszne. - warknął rudzielec patrząc na rysunek z niesmakiem. Zachował jednak spokój, nie miał ochoty się kłócić. - Ginny? - powiedział podsuwając jej woreczek.
- "Pusta, odbija chłopaków" - przeczytała ruda.
- Jasmin! - zawołała szybko Amanda. Od razu widać było, że to ona napisała tą kartkę.
- Znowu zaczynasz? - zapytał Ray znowu stając po stronie Jasmin.
- O co ci chodzi słońce? Tylko zgaduję. - powiedziała z uśmiechem – I wygląda na to, że mi się udało, nie sądzisz? Strzał w dziesiątkę.
- Teraz ja. - powiedziała Jasmin biorąc byle jaką karteczkę do ręki - "Suka" - przeczytała choć napisane było zupełnie coś innego - to chyba o tobie, nie sądzisz? - zwróciła się do Krukonki po czym wstała, rzuciła w ogień papierek i odeszła zła. Od razu zaczęła żałować swojego wybuchu, no ale.. ile można wytrzymać?
- Od razu widać, że twoja siostra. - zaśmiał się Zabini zwracając się do blondyna - No co z wami.. chyba nie zrezygnujemy przez ten malutki, niemiły incydent? No, gramy dalej. Moja kolej, co my tu mamy.. hmm.. "Złamas ze złamanym nosem". – przeczytał podnosząc brwi - No proszę, kto to może być? Hm.. czyżbym to był.. ja? Ciekawe kto to napisał... - zaśmiał się podnosząc wzrok i zatrzymując go na Hermionie - Ee nieee, nie możliwe. Musiałabyś być naprawdę bardzo, bardzo głupia...
- Blaise. - powiedział Harry ostrzegawczym tonem.
- Ja to napisałem. - powiedział z szerokim uśmiechem Ron - Może nie przebija wiewiórki z kutasem na czole ale przyznaj.. też jest dobre. Takie.. prawdziwe, z życia wzięte, nie sądzisz?
Uśmiech zszedł z twarzy Ślizgona ale również tak jak wcześniej Ron nie dał tego po sobie poznać. Bez słowa podał woreczek Cho.
- "Stała przede mną nago" - przeczytała otwierając szeroko oczy i rozglądając się po nich wyraźnie zszokowana. I jak widać nie tylko ona bo w jednej chwili wszyscy spojrzeli po sobie zdziwieni.
Nagle policzki Hermiony oblały się czerwonym rumieńcem, a ona sama zamarła. Dobrze wiedziała kto to napisał i do czego to była aluzja. To ona stała nago przed Malfoy'em kiedy w łazience prefektów jej ręcznik niefortunnie upadł na ziemię. Wprawdzie blondyn nic nie widział ale to nie zmienia faktu, że w tym momencie perfidnie wykorzystał to przeciwko niej. Znowu! Po raz kolejny sprawił, że poczuła się niezręcznie! Czy on się nigdy nie zmieni?! Zmieszana spuściła wzrok udając, że nie ma zielonego pojęcia o co chodzi.
- Coo? - zaśmiał się Teodor - Ładnych rzeczy się tutaj można dowiedzieć. No.. ciekawe o kim mowa, ciekawe.
Gryffonka podniosła wzrok spoglądając na blondyna, który patrzył prosto na nią z lekko uniesionym kącikiem ust. Dobrze wiedział o czym myśli i cieszył się wiedząc, że wprawił ją w zakłopotanie. O to właśnie mu chodziło. Przez chwilę patrzyli na siebie, aż następna osoba zaczęła czytać swoją karteczkę. Jednak Hermiona już tego nie słuchała. Czuła się jakby ktoś oblał ją kubłem zimnej wody i nie była wstanie skupić się na dalszej części gry. Całe szczęście, że było ciemno i nikt nie zauważył jej rumieńców i tego jak głupio się poczuła. No.. może prawie nikt bo Malfoy’owi na pewno nie umknęło to uwadze. W końcu widziała ten jego dobrze znany, cyniczny uśmieszek.
- Jestem zmęczona. - powiedziała nagle znajdując byle jaki pretekst żeby tylko odejść. Podniosła się. - Pójdę się położyć. – dodała na marne starając się żeby ton jej głosu zabrzmiał jak najbardziej naturalnie i odeszła rzucając reszcie krótkie "dobranoc".
Kiedy weszła do namiotu przebrała się w długie materiałowe spodnie, ubrała bluzę i ciepłe skarpetki po czym wczołgała się do śpiwora robiąc z siebie kokon. Przez to niezręczne zakończenie dnia jeszcze długo męczyła się nie mogąc zasnąć.

W nocy obudziły ją bardzo dziwne dźwięki dobiegające gdzieś z lasu. Otworzyła nieprzytomnie oczy, podniosła się i rozejrzała po innych. Wszyscy twardo spali. Dźwięki wydały się Hermionie dziwnie ludzkie co było jeszcze dziwniejsze, ponieważ inne grupy były całkowicie w innym miejscu Australii. Kto to więc mógł być? Przecież nikogo oprócz nich nie powinni tutaj słyszeć, a ich trasa podobno miała być bezpieczna.
- Harry! - syknęła szturchając przyjaciela, który leżał najbliżej.
- Hmm? - zapytał nie otwierając oczu.
- Harry, słyszysz to?
Chłopak otworzył oczy i spojrzał na swoją przyjaciółkę. Przez chwilę wydawało mu się, że wszystko jest w porządku, aż usłyszał przeraźliwy, głośny, męski krzyk dobiegający gdzieś z daleka. Krzyk pełen bólu, cierpienia i konania. Natychmiast się podniósł nasłuchując dalej i spojrzał z przerażeniem na Hermionę.
- Co to może być? - szepnęła i w tym momencie krzyk ustał. Jeszcze długo nasłuchiwali jednak niczego więcej nie usłyszeli. Postanowili, że podzielą się tą wiadomością z resztą grupy z samego rana, kiedy tylko się obudzą. Dalszą część nocy spędzili leżąc, nasłuchując i co jakiś czas wymieniając kilka zdań szeptem.

Kiedy wszyscy wstali Harry i Hermiona opowiedzieli im o tym co usłyszeli w nocy. Tak jak się spodziewali ciężko im było w to wszystko uwierzyć.
- Nie możliwe. Przecież jesteśmy tutaj sami. McGonagall mówiła...
- Wiem co mówiła McGonagall! - zirytował się Harry - Ale wiem też co słyszałem!
- Może to tylko oposy? Jest ich tu pełno i strasznie hałasują…
- Chyba umiem rozróżnić krzyk konającego człowieka od pisku jakiś głupich leśnych zwierzątek, nie sądzisz? A poza tym nie tylko ja to słyszałem bo Hermiona również. Oboje możemy przysiąc, że w ani jednym procencie nie przypominało to oposów. Oposów, kangurów ani żadnych innych zwierząt. – dodał widząc jak otwierają usta.
- No dobrze... - zaczął Teodor, który jako pierwszy w końcu zrozumiał, że to nie są żarty - Może rzeczywiście coś w tym jest.. a jeśli tak to w takim razie powinniśmy zachować ostrożność.. dlatego proponuję jak najszybciej się spakować i stąd wynieść. I tak i tak musimy iść więc nie ma co odkładać i narażać się na ee.. niebezpieczeństwo. Za to szybciej dojdziemy do następnego miejsca. Wszyscy się zgadzają? - zapytał na co niechętnie pokiwali głowami - Dobra, dajcie mapę.
Już dwadzieścia minut później przedzierali się przez gęsty las z ciężkimi plecakami na plecach. Musieli iść jeden za drugim, ponieważ drzewa rosły tak gęsto, że ciężko byłoby iść obok siebie. Teodor szedł pierwszy trzymając w ręku mapę i co jakiś czas stawał rozglądając się i nasłuchując ze wszystkich możliwych stron. W drugiej ręce trzymał różdżkę, którą ułatwiał sobie przedzieranie się przez gąszcz. Szli i szli, a gęsty las wcale się nie kończył. A wręcz przeciwnie. Robił się coraz bardziej gęsty i dziki. Na samym końcu szła Ginny, która również trzymała w ręku różdżkę. Nagle zatrzymała się.
- Hej - szepnęła do idącego przed nią Harry'ego i Rona - Słyszycie to?
Zamarli nasłuchując. Nie usłyszeli jednak niczego nadzwyczajnego. Jedynie szelest liści drzew. Ginny jednak była przekonana, że coś jest nie tak. Przez dalszą część drogi cały czas oglądała się za siebie i wytężała wszystkie zmysły. Po ponad godzinie marszu postanowili zrobić chwilę przerwy i usiąść na wielkim przewróconym pniu drzewiastej paproci. Las był dużo bardziej zielony niż ten, którym szli w kierunku jeziora, a w powietrzu wyraźnie dało wyczuć się wilgoć i nieco niższą temperaturę powietrza. Wszędzie był cień, a kiedy podnieśli głowy zdali sobie sprawę, że drzewa są tak wysokie i gęste, że nie wiać ani skrawka błękitnego nieba.
- Nie dam rady dalej iść - powiedziała padnięta Cho, która znalazła w sobie resztki siły żeby się odezwać.
Hermiona rozejrzała sie po wszystkich. Jedynie Teodor nie wyglądał na zmęczonego. Miał zaskakująco dobrą kondycję i nawet nie skusił się żeby usiąść na wilgotnym pniu drzewa. Zdjął bluzę i dopiero wtedy Gryffonka zdała sobie sprawę, że jest naprawdę imponująco umięśniony.
- Długo jeszcze będziemy musieli iść? - wydusił z siebie Ron.
- Wygląda na to, że tak. - powiedział patrząc na mapę i marszcząc brwi.
- Coś nie tak? - zapytała Hermiona.
- Z tą mapą jest coś nie tak. Spójrzcie wszyscy. - powiedział odwracając do nich kawałek papierka. - Może rzeczywiście sporo wypiłem poprzedniego dnia ale.. czy nie wydaje wam się, że wczoraj ta mapa wyglądała trochę.. ee.. inaczej?
Podszedł do nich i wystawił rękę pokazując im małą karteczkę. Wszyscy zaczęli dokładnie się jej przyglądać. Chyba rzeczywiście coś było inaczej.
- Chyba masz rację. - powiedziała w końcu Cho - Przecież wczoraj było zaznaczone na niej to jezioro przy którym nocowaliśmy... Prawda? – zapytała odwracając się i patrząc na innych.
- Może to znowu jakieś zadanie? - zapytała Amanda - Albo coś takiego? Może trasa się zmienia wraz z tym jak ją pokonujemy...
- To mijałoby się z celem. - powiedział Ray - McGonagall wyraźnie mówiła, żeby nie zbaczać z trasy i dokładnie wszystkiego pilnować. Jakiekolwiek niejasności na mapie znacznie utrudniłyby nam nie zbaczanie ze szlaku..
- Więc jak to wyjaśnisz? - pomachał kartką Teodor.
- Słuchajcie.. nie wydaje mi się żeby to było bezpieczne miejsce. - powiedział nagle Harry. Stał kilka metrów od nich przyglądając się każdemu drzewu z osobna. Miał wrażenie, że ktoś ich obserwuje. - Nie wiem czy ta mapa jest dobra czy zła... ale tu na pewno nie jest be...
Urwał i odwrócił się spoglądając trochę lewo. Wyraźnie usłyszał, że ktoś.. albo coś.. przedziera się przez las, prosto w ich stronę. Wyglądało na to, że jest coraz bliżej, a po odgłosach i silnym stąpaniu można było się domyśleć, że to coś wielkiego i że wyraźnie zakłócili temu czemuś spokój.
- Szybko! - krzyknął Teodor, który jako pierwszy odzyskał mowę.
Wszyscy złapali swoje plecaki i puścili się biegiem ile sił w nogach. Nie patrzyli już na mapę. Po prostu uciekali jak najdalej tego co podążało za nimi. I coraz bardziej się zbliżało. Ciężki tupot był coraz bliżej, a oni mieli coraz mniej siły. Nikt jednak ani myślał się zatrzymać dopóki las się nie skończył, a oni nie stanęli nad bardzo stromą skalną krawędzią.
- Ja pierdole! - zaklną Zabini patrząc na mały zbiornik wody znajdujący się jakieś trzydzieści metrów niżej.
- Co teraz? – zapytała płaczliwym głosem Pansy.
Nie musieli długo czekać na odpowiedź, ponieważ poczuli smród, a chwilę później zza drzew wyłonił się ogromny, gruby i zielony troll. Ryknął i od razu ruszył w ich stronę wywijając maczugą na wszystkie możliwe strony.
- Skaczcie! - zawołał Harry chociaż było to zupełnie nie potrzebne, ponieważ w jednej sekundzie wszyscy to zrobili. Wydawało mu się, że leci kilka długich sekund. Zdążył jedynie zacisnąć mocno oczy i nabrać powietrza do ust po czym jego ciało mocno uderzyło o taflę wody. Natychmiast znalazł się pod wodą i rad, że nie ma pod nim żadnych kamieni, a woda jest dość głęboka, bez większych problemów wypłynął na powierzchnię i już chwilę później wyczołgał się na trawiasty brzeg.
Za raz za nim do brzegu dopłynął Ron. Nie wyglądał za dobrze, z twarzy spływała mu strużka krwi.
- W porządku. – powiedział widząc spojrzenie Harry’ego – Za bardzo wierzgałem rękami i sam się zadrapałem. To nic takiego. Gdzie reszta?
Chwilę później dopłynęli inni. Ray i Draco wyciągnęli z wody Pansy, która nie miała tyle szczęścia i uderzyła prosto w kamień rozcinając sobie całą nogę.
- Co z nią? - zapytała Jasmin kucając przy dziewczynie i oglądając jej nogę - Nie jest złamana.. - dodała po chwili.
Hermiona odszukała w swoim plecaku bandaż i choć był mokry owinęła nim nogę wyjącej z bólu Ślizgonki.
- Musimy iść dalej. - powiedział Ron, który w tej sytuacji starał się myśleć racjonalnie - Skoro znalazł się jeden troll na pewno jest ich tu więcej...
- Mają słaby węch. - odparła Hermiona - Musimy być cicho, będziemy mieli większe szanse na...
- Wydostanie się z lasu? - dokończyła Ginny.
- Tak pomyślałam.
- Nie wiemy gdzie jesteśmy i jak wielki jest ten las. - powiedział Teodor - Jednak zgadzam się z tym, że nie możemy dłużej tutaj zostać. To - powiedział wyjmując mokrą i całkowicie rozmazaną mapę - raczej się nam już nie przyda. Musimy sami zdecydować gdzie idziemy i co robimy.
- A co z karteczką "pomoc"? - zapytała Amanda.
- Zgubiłam całą srebrną skrzynkę kiedy uciekaliśmy przez las. - powiedziała ze spuszczoną głową Cho.
- Za jakieś pięć, sześć godzin się ściemni. - powiedział powoli Draco prostując się - Nie uważacie, że powinniśmy najpierw znaleźć miejsce gdzie bezpiecznie spędzimy noc? No.. chyba, że zostajemy tutaj. - dodał rozglądając się.
Wszyscy zamilkli i po chwili doszli do wniosku, że ma rację. Nikt z nich nie wiedział gdzie są, jak duży i jak niebezpieczny jest ten gąszcz. Przede wszystkim musieli zadbać o swoje bezpieczeństwo.

Przez dobre dwie godziny szukali odpowiedniego miejsca, aż w końcu zrezygnowani zatrzymali się. Byli zmęczeni, zdenerwowani i kompletnie nie wiedzieli co mają robić jednak z trudem starali się panować nad sytuacją.
- Chcę do domu. - jęknęła Pansy siadając na ziemi i opierając się o drzewo. Nie wyglądała najlepiej. Bandaż na jej nodze zaczął przemakać.
- Co robimy? - zapytała Amanda - Tu nie ma gdzie rozbić namiotu...
- Chyba nie będziemy musieli. - powiedział Ron patrząc w górę.
Podnieśli głowy i zobaczyli wielkie drzewo z wyjątkowo grubymi gałęziami i jeszcze grubszym pniem.
- Chyba nie myślisz, że.. - zaczął Teodor - chociaż właściwie.. czemu nie? Nasze rzeczy i tak są mokre. A nocowanie w namiocie nie jest zbyt bezpieczne.
Na początku przywiązali linę między dwoma drzewami i powiesili na niej rzeczy ze swoich toreb żeby trochę wyschły. Mokre i tak na nic by się im nie przydały. Tylko by ciążyły. Chwilę później po kolei zaczęli wdrapywać się na górę, a kiedy im się to udało zdali sobie sprawę, że drzewo jest tak wielkie, że spokojnie pomieściło by jeszcze dwa razy więcej osób. Zjedli kilka owoców, które znaleźli i usadowili się w bezpiecznych miejscach, tak żeby nie spaść w takcie snu.
- Nie sądzicie, że ktoś powinien stanąć na.. hm.. na warcie? - zaproponowała nieśmiało Ginny, a reszta pokiwała głową uważając, że to bardzo dobry pomysł.

Mieli pilnować okolicę dwójkami, a po trzech godzinach zmieniać się z innymi. Jako pierwsza zgłosiła się Hermiona. Stwierdziła, że jest za bardzo zdenerwowana żeby móc zasnąć. Wprawdzie nie powiedziała tego reszcie, nie chciała wyjść na słabą kiedy inny jakoś sobie radzili ale wgłębi siebie wiedziała, że będzie to dla niej ciężka próba. Jako drugi zgłosił się Teodor, który w pewnym sensie czuł się odpowiedzialny za wszystkich. Gryffonka zastanawiała się jak on to robi, że cały czas jest taki spokojny i opanowany. On i reszta chłopaków. Faceci zawsze są odważniejsi. Albo po prostu dobrze udają. Albo jedno i drugie, kto wie. Doszła jednak do wniosku, że nie będzie go o to pytać. Wyszli na nieco wyższe drzewo, które znajdowało się kilka metrów od tego na którym spała reszta i usadowili się na najbardziej stabilnej gałęzi. Przez pół godziny żadne z nich się nie odzywało aż w końcu odezwał się Teodor. Na dźwięk jego głosu Gryffonka podskoczyła. Niemal zapomniała, że on wciąż siedzi obok.
- Jesteś pewna, że nie chcesz się przespać?
- I tak bym nie usnęła... - odpowiedziała cicho - Jak myślisz.. co się stało z naszą mapą? Dlaczego źle nas poprowadziła?
- Nie wiem. - powiedział ponuro - Jedno jest pewne, ktoś musiał rzucić na nią jakieś zaklęcie. Musimy się zastanowić dokąd pójdziemy jak tylko wstaniemy. Przecież nie możemy tu zostać... Nikt nas tu nie znajdzie.
- Myślisz, że już nas szukają? – zapytała chociaż po chwili sama sobie odpowiedziała.
- Niee... – mruknął smutno chłopak – Dopiero po dziesięciu dniach zorientują się, że coś jest nie tak i wtedy zaczną nas szukać…
Gryffonka jęknęła cicho, a on spojrzał na nią pocieszająco.
- Jest nas dwanaście, mamy dwie różdżki. Na pewno jakoś sobie poradzimy. Musimy tylko mieć się na baczności i bardzo uważać.
- Yhym. McGonagall na pewno nie bez powodu powiedziała, żeby się pilnować i nie zbaczać ze szlaku. Sporo czytałam o różnych stworzeniach, które czają się w takich lasach.. – powiedziała rozglądając się.
- Ja też. Liczę na to, że uda nam się wydostać z lasu, znaleźć jakiś ludzi i skontaktować ze szkołą… Najlepiej jak najszybciej bo robi się bardzo nieciekawie i..
Urwał bo Gryffonka słysząc jakiś szelest na dole podniosła rękę uciszając go. Przez chwilę wpatrywali się intensywnie w ciemność z trudem rozróżniając czarne kształty.
- Co? – zapytał bezgłośnie na co Hermiona przyłożyła palec do ust.
Na dole ewidentnie coś było. Siedzieli i siedzieli nasłuchując, aż w końcu zobaczyli, że coś przedziera się przez gąszcz. Nie byli jednak w stanie dostrzec co to było. Zwierzę, a może jakieś magiczne stworzenie pokręciło się chwilę u stóp drzewa na którym siedzieli, pogrzebało w ziemi i zniknęło w mroku. Spojrzeli po sobie.
- O tym właśnie mówiłem. Trzeba się stąd wynosić.
* * *
- Wstawajcie. Musimy ruszać dalej! - obudził ich głośny szept Harry'ego, który jako ostatni pełnił wartę.
Musiało być bardzo wcześnie rano, ponieważ słońce jeszcze nie wzeszło. Wszyscy bardzo niechętnie podnieśli się i zeskoczyli na dół. Bolała ich każda część ciała. Spakowali swoje rzeczy i ruszyli dalej co jakiś czas zatrzymując się i nasłuchując. Starali się zachować środki ostrożności.
- Co to jest? - szepnął nagle Ron pokazując w oddali jakieś światełka.
- Ktoś tam jest! Szybko chodźmy za nimi! - zawołała Pansy.
- Ciiiicho! - skarcił ją Teodor - Nie wiemy kto to jest..
- Nigdy się nie dowiemy dopóki nie sprawdzimy! - warknęła - Idziemy! - powiedziała i ruszyła w tamtym kierunku jednak zrobiła zaledwie dwa kroki, a Hermiona chwyciła ją za ramię i zatrzymała.
- Co ty robisz kretynko?! - oburzyła się odrzucając rękę Gryffonki do tyłu.
- To Zwodnik. – powiedziała cicho.
- Co?
- Zwodniki, gdybyś słuchała na lekcjach wiedziałabyś, że to leśne demony, które zwabiają wędrowców na bagna i trzęsawiska.. - szepnęła ze złością – tam atakują!
- Chyba jesteś chora! Przecież widzę, że tam ktoś trzyma latarkę!
- To nie jest..
- Zamknij się. Nie chcesz iść to sobie tu zostań! - warknęła Pansy.
Hermiona znowu się odezwała, Pansy jednak nie dawała za wygraną.
- Cicho! Ona ma rację. - powiedział nagle Draco zatrzymując Ślizgonkę ręką. On również patrzył na światełko ze zmarszczonymi brwiami. Hermiona w duszy była mu za to niezmiernie wdzięczna. Nie miała ochoty się z nią spierać.
Mopsica natychmiast zamilkła i odwróciła się obrażona. Była wściekła, że jej ukochany przyznał rację jakiejś głupiej Gryffonce, chociaż tak naprawdę wcale mu o to nie chodziło i w ogóle się nad tym nie zastanawiał. Pansy natychmiast zapomniała o tym jak zabandażowała jej nogę i postanowiła, że ona jeszcze jej pokaże i udowodni kto jest lepszy.
Potem wszyscy w ciszy ruszyli dalej. Słońce wzeszło, a oni próbowali wydostać się z lasu. Nie było to łatwe, ponieważ nie mieli zielonego pojęcia w którą stronę iść. Żadne z nich się nie odzywało nawet wtedy, gdy po pewnym czasie dotarli do małego strumyczka przy, którym zrobili sobie krótką przerwę. Napili się trochę zimnej wody, przemyli twarze i zjedli trochę ciastek, które mieli przy sobie. Po krótkiej przerwie ktoś rzucił hasło, że pora znów iść dalej i wszyscy niechętnie podnieśli się z zamiarem ruszenia dalej.
- Jasmin? - zapytała nagle Ginny, której koleżanka stała tyłem do reszty i patrzyła na coś nie ruszając się. Wszyscy wymienili ze sobą spojrzenia i zmarszczyli brwi. Na co ona patrzyła? Przecież nic tam nie było.
- Jasmin no chodź... - zawołała Hermiona robiąc kilka kroków w jej stronę. Reszta również zrobiła to samo i powoli podeszła do nich.
I wtedy zobaczyli coś co całkowicie zmroziło im krew w żyłach. Coś czego nikt się nie spodziewał.

1 komentarz:

Pochwal albo skrytykuj, klnij jeśli trzeba i szanuj innych komentujących:)